piątek, 13 listopada 2009

Weekend w środku tygodnia

Mieliśmy w tym tygodniu miniweekend. Znaczy dzień niepodległości. Prezydent się produkował w radio i tv i nawet mókł biedak na placu Piłsudskiego, a wszystko to ku pokrzepieniu gawiedzi, która nie mogła starym zwyczajem wybrać się na rodzinny spacer po centrum handlowym, gdyż handlu w święta w grajdole nie ma.

A u nas sielanka. Znaczy najazd Szy z rodziną, który miał przynieść efekt kozy i uświadomić mi, jak cudowne mam życie i jaki porządek panuje na co dzień w naszym mieszkaniu. Tymczasem było fajnie i relaksująco.
Pogadałam z pokrewną duszą, ponarzekałyśmy zgodnym chórem na mężów migających się od obowiązków ojcowskich, na dzielącą nas odległość, na brak snu, na brak czasu dla siebie, na brak kasy na fanaberie. I jak prawdziwe kury domowe spędziłyśmy dzień w kuchni przygotowując 14 garów żarcia. Ale spoko, wczoraj wylizaliśmy resztki, więc dziś gotuję od nowa.
5 litrów zupy zniknęło, pół kilo makaronu zniknęło, gar pieczeni z pieczarkami zniknął, ciasto z masą orzechową i budyniem zniknęło. Została tylko, zamelinowana na dnie szafy, butelczyna nalewki orzechowej z napisem "nie otwierać do sylwestra":)

Poza tym wyspałam się jak mops. Dziś dla odmiany Dziecko się nie zrywało w nocy. I ok. Ja miałam natomiast huśtawkę nastrojów i trochę sobie popłakałam, potem dostałam ataku niekontrolowanego śmiechu wprowadzając cały materac w wibracje, a M w lekkie przerażenie. Ważne że obudziłam się wyspana i zadowolona. Kto zrozumie emocje kobiety, skoro ona sama ich nie rozumie??

Aha, nowa pani od sprzątania - jest okej, yeah.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz