Bob czy jeż?
Miałam dziś rano wstać, umyć głowę i nakręcić piękne loki. Miałam zrobić sobie kawkę, kanapeczkę z awokado i zasiąść z Larsem na pół godzinki. Miałam potem obudzić Dziecko, dać kaszę (damy tasze), dać pieluchę, dać buty (damy buty), zawieźć do żłobka (idzimy dzieci auta auta). No ogólnie poranek miał być cudny i spokojny i relaksujący.
Tymczasem w sprawie mycia głowy podjęłam męską decyzję, że myć nie muszę i że chyba czas je i tak obciąć (tak mi się marzą króciutkie, co je tylko żelem z rana i wio do roboty....ech). No to już się zrobiło dla Larsa 40 minutek.
Wtedy wstało Dziecko i weź tu człowieku coś zaplanuj....
Zrobił się młyn, zero porządku w naszych działaniach, wszystko na raz, damy ciacho, damy socz, damy tasze, damy dzieci, damy Boba, nie ma baba, tata pi.
Zawiozłam Dziecko do żłoba nowym skrótem (!) i z kupą w majtkach. No i mam nie umyte włosy. Jestem wyrodną matką i czuję, że nowa fryzura rozwiąże wszystkie moje problemy.
Aha i jeszcze miałam taką myśl, że Pegueot 307 SW jest jak wierny mąż. Znaczy nie taki, co bym się w nim zakochała od pierwszego wrażenia i padła zemdlona pod wrażeniem skórzanej tapicerki czy rozwiniętego bicepsa bagażnikowego. Ale z upływem lat zaczyna się w nim człowiek/kobieta rozkochiwać z powodów praktycznych. Ano takich, że daje poczucie bezpieczeństwa, się nie zepsuje, jest wydajny, ergonomiczny, pojemny, zwinny, szybki akurat tyle ile trzeba. Słowem można na nim polegać.
I jeszcze dziś doszłam do wniosku, że wkurza mnie uprzejmość na drodze. Albo inaczej. W tym grajdole, to nic nie może być normalnie. Albo kierowcy jeżdżą jak buce i tłuczesz się za kamazem albo pekaesem 30 km, bo na pobocze taki pan szos nie zjeżdża, albo w takiej warszawce nagle wszyscy kursy sawuarwiwru pokończyli i się puszczają. Skutek taki, że droga główna jedzie wolniej niż drogi dojazdowe, bo z tych dojazdowych wpuszczają, a ci na dojazdowych nikogo wpuszczać nie muszą dopóki sami się nie znajdą na głównej i chcą zwrócić dobrą karmę albo co, bo czują że z każdej dojazdowej jednego muszą wpuścić.
A ja chcę do fryzjera.
Tymczasem w sprawie mycia głowy podjęłam męską decyzję, że myć nie muszę i że chyba czas je i tak obciąć (tak mi się marzą króciutkie, co je tylko żelem z rana i wio do roboty....ech). No to już się zrobiło dla Larsa 40 minutek.
Wtedy wstało Dziecko i weź tu człowieku coś zaplanuj....
Zrobił się młyn, zero porządku w naszych działaniach, wszystko na raz, damy ciacho, damy socz, damy tasze, damy dzieci, damy Boba, nie ma baba, tata pi.
Zawiozłam Dziecko do żłoba nowym skrótem (!) i z kupą w majtkach. No i mam nie umyte włosy. Jestem wyrodną matką i czuję, że nowa fryzura rozwiąże wszystkie moje problemy.
Aha i jeszcze miałam taką myśl, że Pegueot 307 SW jest jak wierny mąż. Znaczy nie taki, co bym się w nim zakochała od pierwszego wrażenia i padła zemdlona pod wrażeniem skórzanej tapicerki czy rozwiniętego bicepsa bagażnikowego. Ale z upływem lat zaczyna się w nim człowiek/kobieta rozkochiwać z powodów praktycznych. Ano takich, że daje poczucie bezpieczeństwa, się nie zepsuje, jest wydajny, ergonomiczny, pojemny, zwinny, szybki akurat tyle ile trzeba. Słowem można na nim polegać.
I jeszcze dziś doszłam do wniosku, że wkurza mnie uprzejmość na drodze. Albo inaczej. W tym grajdole, to nic nie może być normalnie. Albo kierowcy jeżdżą jak buce i tłuczesz się za kamazem albo pekaesem 30 km, bo na pobocze taki pan szos nie zjeżdża, albo w takiej warszawce nagle wszyscy kursy sawuarwiwru pokończyli i się puszczają. Skutek taki, że droga główna jedzie wolniej niż drogi dojazdowe, bo z tych dojazdowych wpuszczają, a ci na dojazdowych nikogo wpuszczać nie muszą dopóki sami się nie znajdą na głównej i chcą zwrócić dobrą karmę albo co, bo czują że z każdej dojazdowej jednego muszą wpuścić.
A ja chcę do fryzjera.
Komentarze
Prześlij komentarz