piątek, 9 października 2009

O, życie

Jadąc dziś do pracy (dom bez dachu umeblowany został stołem i krzesłami ogrodowymi, no nie wiem, poczekam na ciąg dalszy zanim skomentuję) doszłam do wniosku, że mnie w zasadzie nigdy nie dręczyło pytanie o sens życia. Jako nastolatka byłam pewna, że życie sensu nie ma, typowe. Potem zaczęłam pracować i pojęłam w mig, że w tym wszystkim chodzi o samorealizację poprzez zaspokajanie ambicji i zdobywanie umiejętności praktycznych czyli rozwój osobisty. Pffff. Teraz jestem tzw. Kobietą Dorosłą i znów zagadki egzystencjonalne mnie nie nurtują. Wiem, że celem mojego życia jest wychowanie dzieci na ludzi, a praca jest tylko środkiem.

Wiem też (a raczej mam nadzieję), że to nie jest cel ostateczny i że za parę lat (ładnych parę lat) ten cel się zmieni. Nie wiem na jaki. Ale modlę się, żebym umiała go szybko zidentyfikować.

Bo to właśnie o to chodzi – znać swoje priorytety, poświęcać się im i znajdować w nich satysfakcję.

No to ja już dziękuję, idę zdobywać środki na realizację mojego celu życiowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz