środa, 12 sierpnia 2009

Jatka

Wczorajsze popołudnie upłynęło pod hasłem ŚMIERĆ!
Najpierw w drodze do miasta, dodam że z Dzieckiem w samochodzie, napadł mnie pająk. Nagle spuścił się z podsufitki wprost przed moją twarz. Okazało się że mój lęk przed pająkami jest chorobliwy. Chęć ucieczki przed robalem była silniejsza niż potrzeba zachowania rozsądku za kierownicą. Z ciężko bijącym sercem i prawie setką na liczniku wjechałam na pobocze i zatłukłam drania! To się mogło bardzo źle skończyć.... aż się boję myśleć.

Droga powrotna dostarczyła podobnych emocji. Ciemno, pada, ślisko. Długie światła ledwo co rozgarniają mleczną mgłę snującą się nad powierzchnią drogi. Jadę szybko, w końcu jestem śpiąca i chcę już do domu. Otrzeźwia mnie dopiero widok auta w rowie, karetki, policji, mrugających świateł. OK, trzeba zwolnić, nie ma żartów. Więc zaczynam jechać statecznie i tylko dzięki temu orientuję się, że leżące co kilka metrów na drodze przedmioty to nie liście strącone z drzew przez deszcz. To żaby. Dalsza analiza ujawnia, że są to żaby w różnym stadium rozjechania, niektóre jeszcze przed rozjechaniem, ale zdecydowana większość zaliczyła bliskie spotkanie z oponą lub nawet dwiema. Żab jest mnóstwo, nie ma ani metra kwadratowego drogi bez rozpłaszczonego płaza.
Strasznie to smutny widok. Co gna te durne zwierzątka pod koła? Po co przechodzą przez ulicę? Była żabia impreza, jakieś popularne żabie imieniny (11 sierpnia - Zuzanny i Włodzimierza)? Może wyprzedaż na nawilżacze powietrza?
Pewnie gdyby nie wcześniej widziany wóz w rowie, próbowałabym je omijać. Ale mając na uwadze śliską nawierzchnię, zaciskam zęby (nie oczy) i powiększam rozmiar żabiej tragedii. A może tamten pechowiec próbował właśnie ocalić jakąś małą Żabę Zuzię? albo poślizgnął się na Żabku Włodku? Tak czy siak nic się nie dało zrobić. I jakby to nie było masakryczne, to prawdziwy blues dopadł mnie dziś rano. Bo oto jadę dokładnie tą samą drogą i spodziewam się ujrzeć w świetle porannego słońca żabią jatkę w pełnej krasie. A tu co? no właśnie nico. Ani śladu po wczorajszych dramatycznych wydarzeniach. No więc się pytam, czy to był sen? A może o północy przyszedł szwadron żabich grabarzy i uprzątnął ciała towarzyszy? No bo co się mogło stać? I tak mnie znowu ogarnęła kruchość życia, przynajmniej żabiego życia.
No to kończę, bo wyczerpałam limit na ż z kropką na dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz