Coś się kończy

Zimne poranki, wieczorem natomiast ochota raczej na herbatę z malinami niż białe wino, pierwsze rudziejące liście to nieomylne zwiastuny końca lata. To wprost straszne, nie mogę się z tym pogodzić, i chce mi się wyć za latem. Jedyną nadzieją na wygrzanie się w słońcu jest urlop w ciepłych krajach. Mam nadzieję, że św. Antoni oraz Wydział Paszportowy się zlitują i już niedługo wyfruniemy na egzotyczną wyspę....
A tam przegląd ciał.

A na razie piękny weekend za nami, a sorry, piękna sobota. Ja naprawdę lubię chmielaki. Drewniane kogutki i pieski, wiklinowe koszyki i orzechy w cukrze...mniam. No i malowniczy menele wysiadujący w bramach.

Cenzura mnie dopadła i musiałam wyedytować. Podobno stanowię zagrożenie dla równowagi we wszechświecie. Ja z moim malutkim blogaskiem? ależ kto mnie czyta???

Dziś rano przejeżdżając koło domu bez dachu zauważyłam zaparkowany na podjeździe samochód właściciela. Jeździ kabrioletem! Urocza konsekwencja wyborów. Pewnie nie zdąży w ciągu tygodnia umeblować domu, więc mogę tylko puścić wodze wyobraźni... stół bez blatu, kuchnia bez okapu, sedes bez klapy....

Oprócz tego, powiększył się stosik ubrań na mnie za ciasnych. Czyżby w tej sferze także coś się kończyło? Tylko co? Młodość?

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

System update

Zwierzątka

Dawno dawno temu