Zeby mi sie chcialo tak jak mi sie nie chce
Od niezliczonej ilosci tygodni, w kazdy weekend gdzies wyjezdzam. Ale mi fajnie!
Co piatek sie pakuje i co niedziela wieczor rozpakowuje. Potem przez caly poniedzialek piore (znaczy przed i po pracy, pfff), rozwieszam, skladam. I juz od srody zaczynam kombinowac ktorych ubran i pieluch nie uzywac, aby juz w piatek moc je od nowa wsadzic do walizy.
No.
Ze juz nie wspomne od ilu tygodni nie bylam na silowni. W zasadzie odkad sie do niej zapisalam. A wanne mylam jakos pozna zima. A posciel zmienialam na Wielkanoc. Ale dosc juz o mnie.
Chcialoby sie z Dzieckiem pojsc na plac zabaw.
No. Ale nie. Ja jade. Nie jest zle tam gdzie jade, absolutnie. Ale to jechanie..... Wpasowac sie z drugim sniadankiem pomiedzy te pakowania, z drzemka, z czystym ubrankiem i pielucha. To prawdziwe wyzwanie logistyczne. Ale daje rade, co mam nie dac.
No wiec dzis oddalam sie we wladanie mojej irracjonalnej prawej polkuli mozgowej. I w ten sposob pije sobie spokojnie kawusie po chorwacku przy blogasku, nie wykapana i nie spakowana. Dziecko hasa w najlepszej pieluszce i jak zaraz pojdzie spac, to sie nie zestresuje. Moze pojade jutro?
Boszszsz, za tydzien znow musze jechac.
Kto ma dosyc mojego narzekania, to prosz, nie jestem jedyna matka ze schizofrenia.
Komentarze
Prześlij komentarz