Przeglądając album ze zdjęciami, znalazłam taką fotkę. Jest nieostra, bo robiona komórką, ale strasznie mi się spodobała. Jest taka ciepła, stonowana, czuła, malarska. Tęsknię do czasów, kiedy mój maluszek tak się we mnie wtulał i zasypiał....
Dziewczyny z MbL mi przypomniały, że mam bloga i blogerskie alter ego. Z tej to okazji pomyślałam, że może mały updejt spraw, z którymi ostatnio muszę dawać sobie radę: - bezsenność, obrażalstwo i zazdrość Dziecka - ciężar 50 zaręczynowych diamentów - rozterki z cyklu, co mam dziś zblendować w moim ukochanym vitamixie (tak, Unold numer dwa też pojechał do reklamacji i nie chcę go już oglądać. Sprzedałam nerkę i kupiłam vitamixa, pfff) - jak się zabrać za subjuntivo - interaktywne kampanie marketingowe. Ale spoko, ze wszystkim daję radę :)
Dziś o przemijaniu. Zachciało mi się pogrzebać w fotografiach. Takich starych, wydrukowanych na papierze błysk 10x15. Bardzo starych. Z liceum. Z czasów przedwarszawskich, przedpracowych, przeddzieciowych, przedkredytowych, przedzmarszczkowych. Wakacje były wtedy zawsze w lecie i trwały 2 miesiące, a na Mazurach było czysto i miejscami zupełnie pusto. Moi dziadkowie żyli, mój ojciec miał fale we włosach, a ja chodziłam w glanach i bez makijażu. Nie mogę uwierzyć, że nie lubiłam wtedy moich włosów. Sądziłam na dodatek że jestem gruba. Oczywiste było, że moje życie może się potoczyć według milionów zupełnie niebanalnych scenariuszy i że na pewno nie popełnię klasycznych błędów dorosłych. Grzebanie w przeszłości to ryzykowna sprawa. Niechcący wywołałam ducha z przeszłości, uchyliły się drzwi nie otwierane od dawna i powiało starym smutkiem. Bardzo mi dziś samotnie w związku z tym. Garnę się do ludzi i pozwalam sobie na więcej lenistwa niż zwykle.
Prowadzę wojnę z molami, takimi od kaszy, i przegrywam. Zaczęłam ekologicznie i humanitarnie, od posprzątania, octu i pieprzu. Zwierzątka poczuły sie dobrze i bezpiecznie i zaczęły się mnożyć na potęgę. No to zrezygnowałam z humanitarnie. Zaczęłam je ekologicznie wybijać, klap-klap i wrzucać do śmieci organicznych. Widocznie mole nie mają świadomości zbiorowej, bo te nie wyklaskane nadal się pięknie mnożyły. Unia marzy o takim przyroście naturalnym! Wobec ewidentnego braku sukcesów, mimo wyjątkowo wysprzatanych szafek kuchennych, wciąż znajdowałam białe robale w herbacie owocowej i orzechach. Nie pomogły klipsy na torebkach, zakręcane słoiki, puszki i szafki spryskane octem a następnie posypane pieprzem mielonym. Odwiesiłam dumę, honor i zasady na hak i kupiłam pułapkę Rajd nasaczoną dobrą przemysłową chemią owadobójczą dedykowaną molom. Pułapki są duże i lepkie i montuje sie je na wewnętrznej stronie drzwiczek. Z chwilą zawieszenia mole przestały się objawiać. Przez pierwszy tydzień ...
Komentarze
Prześlij komentarz