niedziela, 15 lutego 2009

Guzik z Benjamina Buttona


Muszę powiedzieć wprost, że nie rozumiem po co ten film. Jakie jest jego przesłanie? Po co wprowadzać postać rozgrywającą życie od starości do narodzin?
Eliminuję samotność jako główny temat filmu od razu, ponieważ bohater jest samotny właśnie dlatego, że żyje wspak.
Śmierć? Postać, której życie toczy się pod prąd na zasadzie kontrastu pokazywać ma problem przemijania? Jakieś to naciągane. Odwieczny rytm narodzin i śmierci jest lepszym tłem dla takich rozważań.
Film stara się mówić o problemach egzystencjonalnych bazując na egzystencji fikcyjnej i niemożliwej. Za dużo w nim hallmarkowego melodramatyzmu i złotych myśli, podsumowujących i uogólniających.
Ciekawy przypadek Benjamina z pewnością można było wykorzystać ciekawiej.

A jednak film nie daje mi spokoju. Odnajduję jakąś pociechę w tym, że problem Benjamina nie jest moim problemem. Że mam swoje miejsce w porządku świata, że moje otoczenie zmienia się, ewoluuje, starzeje w równym tempie, a ja jestem jego integralną cząstką. Że etapy mojego życia następują po sobie w odpowiednim porządku.

Prawdopodobnie w mojej obecnej sytuacji życiowej nie ma miejsca na rozważania o śmierci i przemijaniu. Mam radosnego baraszkującego i rozrabiającego szkraba, przed którym świat czeka otworem, a wszystkie scenariusze są jeszcze możliwe.

Ale i tak cieszę się, że poszłam na ten film. Świetna obsada wynagradza braki koncepcyjne fabuły. Cudownie było wyjść wieczorem z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz