Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2013

The world delivers

Tak mi się zdaje. Tak to widzę. Tak wyraźnie to widzę, że aż strach. Dostałam coś, o co nawet bałam się głośno prosić. Dostałam i mam. Nową pracę. Pracę z domu. Fajną pracę. Po 16 latach w jednej i tej samej (bardzo fajnej zresztą) firmie, zmieniłam pracę! O matko, jak to strasznie wygląda po napisaniu. Ale wcale się nie boję. To znaczy, jak nie mogę spać, to wcale nie myślę, że to z tego powodu. Mam inne, straszniejsze, brrrr. Ogólnie jest nieźle. No dobra, jest super! Przez pierwsze tygodnie nie mogłam o tym mówić, bo sama nie wierzyłam. Potem nie miałam podpisu. Potem to już nie miałam czasu. A chciałam napisać o home office. Ale nie mam czasu. Jestem w pracy od 6 do 22 z przerwami. Zwykle do 11 w piżamie, chyba że gdzieś jadę, to od 5 w garniturku. Uważam, że jest nieźle. Lubię nienormowane. Lubię home-working. Lubię co-working. Lubię multi-tasking. Nie lubię jechać nad morze i nie zobaczyć morza, ale taki lajf. A teraz, kiedy opada pierwsza fala radości (i stresu, w końcu ...

Fryzjer

Poznałam fryzjera. Może wspominałam już o tej znajomości? Facet mnie podszedł na upartego, a ja chyba tak najbardziej lubię. Poszłam albowiem do manikiurzystki, a tenże fryzjer nudził się właśnie za parawanem, więc dosiadł się do naszego mini stoliczka i tak mi zaczął nawijać, jak to on mnie ostrzyże i jaka będę usatysfakcjonowana. Nie bał się skubaniec powiedzieć, że mam nietwarzowo nad uchem i ogólnie mało ciekawie, a miejscami to nawet niemodnie i niechlujnie. Dałam się namówić, do trudnych nie należę. Fryzjer okazał się fajny nad wyraz. Fryzura również. Strzygł brzytwą. Dziecko, Siostrę, M, koleżanki Siostry, prawie jak lekarz rodzinny. Odważnie ciął, nie za bardzo słuchał wskazówek, ale wychodziło dobrze, wcale się mnie nie bał, następnego dnia po drastycznych zabiegach dzwonił i pytał co i jak się układa po myciu. No naprawdę fajny fryzjer. Do tego sensowny cenowo. Jak większość fajnych facetów, dnia pewnego przestał odbierać telefon. Ani rano, ani wieczorem, ani w porze lanczu...

Pączek w maśle

Miałam ostatnio kilka takich sytuacji, że normalnie się czuję jak normalnie pączek w maśle. Doceniona się czuję, lubiana, ważna i potrzebna. I mądra. I nawet ładna czasami. Śmiechy-chichy, ale ja chcę na poważnie powiedzieć, że czuję się przeogromnie wzruszona ilością i rozmiarem pozytywnego feedbacku na mój własny temat. Również zaskoczona tym jestem, bo ja dla siebie jestem wyjątkowa, ofkors, ale że dla innych i to tylu innych, to aż mi słabo się robi z wrażenia. Okazało się bowiem, że jest ktoś dla kogo jestem jedną z najwspanialszych kobiet i to nie jest ktoś z kim sypiam albo bym ewentualnie miała sypiać. Również jestem wielkim wsparciem, kimś za kim się tęskni i podziwia, kogo może brakować... Nie chcę się chwalić zbytnio, ale muszę to koniecznie napisać, bo za 100 lat mogę przestać wierzyć, że mnie spotkał taki dzień jak wczoraj, jak kilka ostatnich tygodni. Po prostu mi miło przeogromnie. Jestem wdzięczna, że poznaję takich ludzi, że mogę doświadczyć takiej życzliwości i...

Przebimbane

Trochę rzeczywiście tak jest, że radością i szczęściem łatwo dzielić się otwarcie, a smutki lepiej wylewać w tej powiedzmy że anonimowej przestrzeni cybernetycznej. Co oznacza, że ja znów na fali wznoszącej, dlatego nie piszę. Gdyż mam posprzątane, za wyjątkiem okien. Gdyż mi się układa i to fajnie i doprawdy planuję podzielić się tą radością z całym światem, jak tylko będę mieć odpowiednie podpisy, uchwały i dyrektywy sankcjonujące ów stan rzeczy. Na ten moment stoję w akrobatycznym rozkroku i być może mnie majtnie na jedną nóżkę, być może na drugą, a również być może spadnę w czarną dziurę pomiędzy. Szampana jeszcze nie chłodzę, błękitny dywanik w pogotowiu. Bezsenność również grana, w końcu jest jesień. Jesienią nie wierzę we własne szczęście. Jest jak ostatnie promienie słońca przed długą zimą - każdy może być ostatni, więc lepiej się nie nakręcać i zawsze mieć przy sobie szalik i czapkę. Natomiast obecnie to ja tą bezsenność zaprzęgam do roboty. Nie ma już tak, że leżę i się ...

Napisałam w sobotę, zapomniałam opublikować

Dziś rano przyszła do mnie taka myśl, że moja relacja z Dzieckiem jest najmniej skomplikowaną ze wszystkich, w których uczestniczę. Myśl ta zastała mnie o 6.22 przy biurku pomiędzy dwoma laptopami, trzema ekranami, myszami i dwoma dyskami zewnętrznymi, gdy całe to tałatajstwo odmówiło współpracy ze mną, a co gorsza ze sobą nawzajem. W związku z tym, znowu o związkach. Boszszsz, czemu to musi być takie skomplikowane. Wciąż się ktoś obraża, uraża, unosi, ukrywa. Związek mój z M oparty jest na nierozmawianiu i w ogóle. Podobno wtedy funkcjonuje rewelacyjnie, lepiej niż kiedykolwiek no i "czyż tak nie jest lepiej". Związek mojego laptopa służbowego z jego własnym monitorem również oparty jest na "nie gadam z Tobą", podobnie jak związek tegoż laptopa z dyskiem zewnętrznym. Może by się ten laptop z M dogadał. Może i by nie pogadali, ale by sobie tak wespół potrwali w wyparciu. Natomiast związki oparte na rozmawianiu i otwartości również mają swoje ciemne strony, bo il...