Heloł, nie wiem gdzie jestem
Po urlopie jestem. I nadal zjeżdżam. Bo wysoko byłam. Dobrze, że zjeżdżam, a nie spadam, heh. Nastąpił pourlopowy reality check na licznych frontach. Zawiedzione zaufanie, nadwyrężona przyjaźn, znów za dużo nadziei, niestety również za dużo kalorii, oraz spadająca wartość nieruchomości. Ale co tam, zjeżdżam, ale siedzę wygodnie przynajmniej :) Kiedyś usłyszałam i chyba się z tym zgadzam, że aby się rozwinąć, trzeba przejść ze strefy komfortu do strefy ryzyka i iść dalej, by otrzeć się o panikę. I to właśnie usiłowałam zrobić na zajęciach jogi. Moja strefa paniki zaczyna się w momencie, gdy mam przerzucić nogi za/nad głowę, na przykład do pozycji pługa, świecy, stania na głowie czy rękach. No po prostu nie idzie. Jakby ta ściana co ją mam przed sobą nagle się przechylała i parła mi na tyłek gniotąc go do ziemi - tak to wygląda w mojej głowie. No nie przerzucę tego tyłka, mur beton, no. Natomiast bardzo lubię wisieć z głową w dół zawieszona na linie przy drabince z dyndającymi włosami ...