Teraz to już z górki
W ogóle to nic takiego. Dziecko wybyło na podtuczanie, zabrane z okrzykami, jakie chude, blade, sińce pod oczami. Matka wariatka kiełbaski nie daje tylko kaszę z trawą. Tylko od czego sama tak dobrze wygląda? chyba od tego winka sączonego na balkonie z sąsiadką. A skoro Dziecko wybyte, to ja smakuję nową jakość życia i spędzam niedzielę w łóżku, słuchając Zakopower (no co), guglując za książkami na kindla, jedząc czipsy (a no właśnie, to od tego te wałeczki), słuchając deszczu, czytając blogi. Trochę pisząc. Trochę drzemiąc. Starając się nie martwić. Bo ja się ostatnio dużo martwię. W końcu przeżywam trzy kryzysy na raz. A może i cztery biorąc pod uwagę drugą falę. Tak sobie myślę, że lepiej że to Dziecko wyjechane to może nie zgorzknieje ode mnie. Może się uchroni od robienia za dużych planów, spodziewania się nie-wiadomo-czego od życia, przeświadczenia że szczęście się należy. A potem duuuuups. Nie należy się. Tak to ostatnio widzę. Że sobie naobiecywałam. Książek się naczytałam, cze...