Sanatorium dla nerwowo
Morale mi padły razem z upadkiem Orbisu. Jakoś tak się nagromadziło i po prostu jak ten Orbis razem z moją riwierą turecką dla pięciu osób poleciał w kosmos, to mnie przygięło. A wieczorem w odruchu dobrego serca pojechałam po M do mekki dziennikarskiej, żeby chłopina nie szlajał się taksówkami jak jakiś dziad. I w ten sposób spędziłam magiczne 3,5 godziny w warszawskich bezdusznych korkach, słuchając Płonie stodoła na Rep1 bo tylko ten utwór muzyczny jest tolerowany przez Dziecko ostatnimi czasy. Mój wewnętrzny dalajlama się uruchomił i założył mi bloka na ataki furii, ale to wątły dziadeczek i parę razy nie wydolił. Nerwowo było, nie ma co. A dziś rano opuszczałam moje zadupie przy dźwiękach histerii Dziecka (tylko mama, tylko mama!) i dopiero profesjonalny makijaż, fryzura na Angelinę, przebywanie wśród gwiazd telewizji porannej oraz trochę kamer na mnie skierowanych dodało mi otuchy. Nie ma to jak trochę czasu antenowego w ogólnopolskiej, żeby poprawić dziewczynie humor! Więc jak p...