wtorek, 31 lipca 2012

Heloł, nie wiem gdzie jestem

Po urlopie jestem. I nadal zjeżdżam. Bo wysoko byłam. Dobrze, że zjeżdżam, a nie spadam, heh. Nastąpił pourlopowy reality check na licznych frontach. Zawiedzione zaufanie, nadwyrężona przyjaźn, znów za dużo nadziei, niestety również za dużo kalorii, oraz spadająca wartość nieruchomości.
Ale co tam, zjeżdżam, ale siedzę wygodnie przynajmniej :)
Kiedyś usłyszałam i chyba się z tym zgadzam, że aby się rozwinąć, trzeba przejść ze strefy komfortu do strefy ryzyka i iść dalej, by otrzeć się o panikę. I to właśnie usiłowałam zrobić na zajęciach jogi. Moja strefa paniki zaczyna się w momencie, gdy mam przerzucić nogi za/nad głowę, na przykład do pozycji pługa, świecy, stania na głowie czy rękach. No po prostu nie idzie. Jakby ta ściana co ją mam przed sobą nagle się przechylała i parła mi na tyłek gniotąc go do ziemi - tak to wygląda w mojej głowie. No nie przerzucę tego tyłka, mur beton, no. Natomiast bardzo lubię wisieć z głową w dół zawieszona na linie przy drabince z dyndającymi włosami i rękami. Nawet bym się mogła zdrzemnąć w takiej pozycji.
Piszę to i tak myślę, że może jednak nie zjeżdżam. Że może jednak wiszę, tylko czasem się gubię gdzie jest dół a gdzie góra? Że może przez cały czas się unoszę, a włosy mi dyndają? A od czasu do czasu jakaś sprawa czy osoba mnie wciąga w swoje pole grawitacyjne i wtedy mi się wydaje że spadam? Lub że lecę w górę? Szkoda że tak nie jest z tymi cenami mieszkań. One spadają, tak naprawdę. Fuck.

wtorek, 17 lipca 2012

Zjazd z endorfinowego haja

Myślę ostatnio trochę o miłości. Czy wszyscy takie ćmy są czy tylko ja? że się tak pcham, gdzie parzy i jeszcze się dziwię... sobie się dziwię.
No myślę tak ostatnio, bo po pierwsze odkryłam jakiś czas temu, że mam rozbudowaną bardzo potrzebę miłości. I oczywiście pierwsze skojarzenie mam takie, że jak już się zakocham, to reszta pójdzie jak z płatka, znaczy frank poleci na łeb na szyję, Dziecko stanie się grzeczną panienką, załatają dziury w drogach, schudnę i wymłodnieję, a na świecie zapanuje pokój. Potem przychodzi drugie skojarzenie, ze heloł, cośtam już o sobie i życiu wiem i to tak wcale nie działa. Ale fajnie było tak przez ułamek sekundy pławić się w tym pierwszym skojarzeniu. Więc urealniam swoje oczekiwania, co nie znaczy, że eliminuję zupełnie opcję przejechania się i wylądowania na dupsku z ręką w nocniku. Sorry, taki lajf, im wyżej latasz tym mocniej się obijesz spadając. Ale wiecie, co? i tak warto. 
A potem trafiam na taki tekst co trochę jest zimnym prysznicem na moje romantyczne i poetyckie serce, ale jednocześnie współgra z tym moim drugim urealnionym skojarzeniem. Strasznie mi odpowiada stwierdzenie "Zamiast bezustannie czekać i tęsknić po prostu żyj." 
Ale.. jak już pojawia się ktoś do rzeczy, to co dalej? Pielęgnować czy odpuścić? Czekać czy działać? Pytać czy obserwować?
Tyle lat już żyję, więc czemu ja ciągle nic nie wiem...>To taki przedurlopowy blues...

wtorek, 10 lipca 2012

Cywilizacja niedoboru

Siedzę na balkonie, z laptopkiem blue, winem i widokiem. Siedzę, oglądam serial, popijam wino i doceniam. Doceniam swoje życie. Siedzę i pławię się w jego jasnych stronach. Jego ciemne strony mnie nie interesują. Pławię się w nowej krótszej fryzurze, tańszym paliwie, ciepłym lecie. Patrzę na mrugające miasto i cieszę się na cichy wieczór, przespaną noc i czystą podłogę.
Miałam napisać o tym, jak spaprał mi się weekend, jak w sobotę rano płynnie przeszłam od kaca do mycia obsranej podłogi (nie moje dziecko!), następnie obrzyganej podłogi (sześć razy - moje Dziecko), następnie nocy w szpitalu bez papieru toaletowego i z Dzieckiem podłączonym do kroplówki. Ale jakoś mi się nie chce, bo jelitówka minęła, zmyłam siebie szpitalną lepkość pod prysznicem, wyprażyłam się w słońcu, obejrzałam grad, pioruny i tęczę z suchego ganku i zza chmur wyszło słońce.
Mam spokój.
Chciałabym nim obdzielić moich bliskich. Tych którzy martwią się na zapas, którzy koncentrują się na tym czego nie mają. Każdy czegoś nie ma. Powiem więcej, każdy nie ma więcej, niż ma. Kiedy to sobie zrobiliśmy? Kiedy zaczęliśmy się koncentrować na niedoborach? Lekarze mówią, co nam dolega, a nie co mamy zdrowe. Nauczyciele mówią naszym dzieciom, czego nie umieją, a nie w czym są dobre. Jesteś kiepski z matematyki, będziemy cię uczyć matematyki. Co z tego że jesteś dobry z biologii i piszesz wiersze. Będziemy cię uczyć matematyki. Co z tego, że kocham swoją pracę i swoich przyjaciół, skoro nie mam męża. Będę szukać męża, tym się właśnie będę zajmować. Ja mówię nie. Ja się będę pławić. Siedzieć i pławić. I tylko troszeczkę się boję, że mi przejdzie...

poniedziałek, 2 lipca 2012

Walka o sypialnię

Mieszkanie bez faceta nie jest takie złe. Plecy myją mi goście, a bransoletek nie noszę. Jak ktoś mi w końcu jakąś zapnie, to chodzę w niej do czasu napotkania kolejnej litościwej duszy o zwinnych palcach. Dzis gdy Dziecko zasnęło w swoim łóżku, zakończylam rytualny obchod wlosci i z napoczetym piwkiem udalam sie do sypialni, by po prostu poleżeć i poczytać. Już sie kladlam gdy nagle usłyszałam lopot skrzydeł o niedomkniete okno. Ćma!!! pomyślałam i tygrysim skokiem rzucilam sie na klamkę. Udało sie ... prawie. Nagle zostałam w stosunkowo niewielkim pomieszczeniu sam na sam z ćmą wielkości wrobla, walacą skrzydłami po wszystkim i chcącą mnie pozrec. Cmy to ze mną robią. Sprawiają ze sie kule i włącza mi sie odruch ucieczki. No przestraszne są i już. Normalnie bym sobie spanikowala i schowała sie pod lazienkowy dywanik do czasu pokonania potwora przez mojego rycerza. Jako jednak ze rycerza nie posiadam (i nigdy nie miałam) to sie wzięłam do kupy, zalozylam okulary (cma sie od tego nie zmniejszyła, za to zobaczyłam w pełnej ostrosci jej pazury i zebiska) i uzbroilam sie w różowa podkoszulke gdyż akurat leżała pod ręka. Cma sprytnie chowała sie w kloszu pod sufitem. Mi dzielnosci wystarczało tylko na machanie koszulka w stronę tegoż. Gdy tylko wylatywala, oczywiście natychmiast zaczynała pikowac wprost w moje oczy, a ja co tu dużo mówić, zwiewalam chroniąc sie pod różowym. Ostatecznie szale zwycięstwa przechylila moja kondycja i tu po raz pierwszy oplacily sie te brzuszki co to je cwicze już od kwartału. Bo cma przestała wyrabiać, osłabła lub może to ja w szale bitewnym doswiadczylam slow motion, ale nagle dostrzeglam ze szybuje a nie pikuje i to w odwrotna stronę. Wtedy ja dopadlam, powalilam na podłogę i zatluklam na zmianę różowa bluzeczka i klapkiem. Tym samym zestawem usunelam truchlo za okno.
A teraz w końcu pije to piwo i tak myśle, ze waleczny facet to niezły deal, ale i tak mam radoche ze znowu dałam radę!