środa, 23 listopada 2011

Spod palmy pod choinkę

To był wyjazd pełen absurdów:
* widziałam sztuczne palmy w Egipcie
* oglądałam japońską bajkę po arabsku, a historię o indianach po niemiecku
* Egipcjanie mówili do mnie po rosyjsku, a Rosjanie po włosku
* Dziecko chodziło tylko w długim rękawie, w związku z czym przywiozłam pełną walizkę czystych koszulek, natomiast na miejscu zrobiłam 3 prania
* Dziecko odmówiło kontaktu osobistego z morzem
* Pomimo powyższych Dziecko pozyskało uczulenie na słońce
* Dziecko zaliczyło jednocześnie uczulenie na słońce i na mleko oraz czułą noc ze stadem komarów (20 ukąszeń na samym czole) w związku z czym nie należało do grupy najatrakcyjniejszych fizycznie plażowiczów :)
* wykonano na mnie makijaż oczu z całowaniem w usta
* zepsułam sejf hotelowy
* miałam ze sobą 7 specyfików na biegunkę w tym 1 na receptę, a potrzebny mi był środek o działaniu odwrotnym...
* moje imię powszechnie wymiawano Regata
* na całym wielkim arabskim suku nie stwierdzono ani jednego hot wheelsa!
No i standardowo, wypoczęłam, ale wróciłam zmęczona.

wtorek, 15 listopada 2011

23%%

Mam tylko 23% baterii więc nie mam czasu na dłuższe wywody, a w takiej zimnicy nie będę biegać w poszukiwaniu zasilacza. szczególnie że już straciłam 7% na nieudane próby zalogowania się do komputera po ciemku. Więc tak, jest ciemno, zimno i kończy się prąd w komputerze. Do tego mam trudności z trafianiem w niektóre klawisze po ciemku, takie z shift oraz w delete.
Jak widać z godziny oraz okoliczności przyrody w jakich powstaje niniejsza notka, mam urlop od tygodnia. Co oznacza, że już 3 razy byłam w pracy, budzę się o 6 lub wcześniej i mam straszny bałagan w domu i nic do jedzenia z wyjątkiem jaj. Byłam też na zabiegach dopieszczająco-upiększających 2 razy. To doświadczenie uczy, że nie należy spędzać urlopu w domu, ani w żadnym mieście w którym firma pracodawca ma oddział/filię/sklep/myjnię. Chyba że pracodawca ma spa, to mogłabym rozważyć ewentualnie. Jakbyście słyszały, że ktoś szuka testera spa, to dajcie znaka :)
Wizyty w salonach urody stanowiły pewne urozmaicenie tego pracowitego tygodnia. Oprócz popaplania, o czym było, uzyskałam wygładzenie, rozjaśnienie, ujędrnienie, wymuskanie i usłyszałam wiele miłych słów nt. mojej żuchwy (że taka widoczna).
Doświadczenie minionego tygodnia czyni mnie a jakże przygotowaną na kolejny etap wypoczynku, czyli wyjazd do kurortu w ciepłym kraju. Aha, lecimy z Dzieckiem dzisiaj.
Chociaż to nic pewnego, bo wczoraj przed snem Dziecko bardzo prosiło, abyśmy udali się do Egiptu taksówką ewentualnie autobusem, ale takim z kasownikiem. Więc być może będzie scena i zawrócą samolot na najbliższy przystanek ZTM.
Jeszcze muszę załatwić trzysta spraw i zakupów, nie zapomnieć zrobić kanapek na drogę, naładować baterii i bateryjek, zdecydować się na któreś sandałki oraz torbę plażową, może zjeść lunch z M i pozyskać dewizy w niezadużych nominałach. Wczoraj wieczorem mieli same setki w mojej części Warszawy.
No to pa, będę o Was myśleć ciepło, kochane!

czwartek, 10 listopada 2011

Postępy. ?.

Ostatnio nie piszę. Jestem zajęta. Uprawiam życie towarzyskie i rodzinne. Zaskakująco dużo życia towarzyskiego. No i słucham dużo książek. Oraz gadam z przypadkowo poznanymi ludźmi. Wiem że taka paplanina jest często bez sensu, a jednak mam satysfakcję, bo dzięki takiemu paplaniu z manikiurzystką czy taksówkarzem poznaję masę ciekawych ludzkich historii i jakoś tak czuję się mniej samotna.
Poznaję swoich przyjaciół, których zaniedbałam z przyczyn niezależnych i zależnych też.
Uwielbiam historię kobiet, które dotarły do kresu jakiegoś etapu swojego życia. Kobiet, które mimo że nie widziały przed sobą nic, nie uważały nawet przez moment, że są nad przepaścią, tylko na zakręcie, rozstaju. I które podejmowały dalszą drogę z ciekawością silniejszą niż strach.
Słucham książek o miłości i piosenek dla zakochanych i smakuję słowa.
Zaskakuję sama siebie postępami, jakie robię. Coraz rzadziej mam czarne momenty i trwają coraz krócej. Myślę o przyszłości tyle samo co wspominam przeszłość, ale jednak głównie żyję teraz. Umiejętnie odcinam się od wieści ze świata, do tego stopnia, że gdy na fejsie ogłoszono żałobę po Hance, zaczęłam rozpytywać czy Prezydent Warszawy dołączyła do grona aniołków. Wypieram cenę ropy i kursy walut. Zmniejszam systematycznie poziom oczekiwań wobec ludzi i życia. Jest coraz łatwiej.
Bo w sumie chodzi tylko o to, żeby dogadywać się z samą sobą. Lubić siebie nawet gdy złamię dane sobie słowo, nie zrobię brzuszków, zapalę papierosa, wypiję kieliszek wina za dużo. Nawet wtedy gdy stoję sama w tłumie kobiet owiniętych w ramionach swoich mężczyzn.