sobota, 26 lutego 2011

O taki sobie dzień

Wyszliśmy z Dzieckiem z domu naprawdę wcześnie jak na sobotę. Z wściekłości na M oczywiście. Fakt że jest niedostatecznym mężem oraz dysfunkcyjnym rodzicem nie robi już na mnie większego wrażenia, ale kiedy zawodzi jako przyjaciel, to no cóż, nie pozostaje nic innego jak zabrać Dziecko i trzasnąć drzwiami. Co właśnie uczyniłam dziś o 10.12 z rana po tak sobie przespanej nocy.
Dziecko jak to dziecko, wyczuwa klimat. Po prostu bosko zrekompensowało mi braki na polu pożycia rodzinnego i zapewniło cudowny dzień, pełen uśmiechu, komunikacji i spokoju. Chyba był to pierwszy dzień bez NIE odkąd Dziecko nauczyło się mówić. A przepraszam, w kąpieli było NIE w związku z myciem włosów, ale to szczegół.
Do tej pory znałam tylko z opowieści dzieci, które umieją spać w każdych warunkach i nic ich nie obudzi. Sądziłam że mój egzemplarz nie ma tego genu czy cóś, w każdym razie, że mnie ominęło takie błogosławieństwo. Tymczasem Dziecko przegonione przez trzy sklepy (ale nie Lidla!) zasnęło w samochodzie na pięć minut przed dotarciem na umówiony lunch. Nie obudziło się niesione przez parking oraz całą Arkadię, a także przez półtorej godziny lunchu w restauracji. Przespało wtulone we mnie i swoją kurtkę....
Słodko...

środa, 23 lutego 2011

Po po po

Jeśli będę rozpakowywać jedną walizkę dziennie i robić jedno pranie dziennie to w ten sposób mogę "żyć wakacjami" do marca. A w marcu Siostra i wiosna, to może jakoś przetrwam.
Ale szok, minus dwanaście....
Weszłam w fazę wyparcia.
Robię co trzeba, ale jakby mnie to nie dotyczyło.
Odwlekam moment pójścia na zakupy, czuję że Lidl będzie gwoździem do trumny klimatu równikowego, który nadal panuje w mojej duszy.
Po domu chodzę w crocsach, żeby było wakacyjniej. Zresztą crocsy dają radę i po śniegu, skarpetki nie dają, ale to wina skarpetek. Crocsy rządzą.
Z wakacji oprócz crocsów przywiozłam jedno opalone ucho, wałeczek na brzuszku od kluseczków z mleczkiem sojowym, strupki na paluszkach, kilka koralowców i muszelek, 43289 ciuszków oblanych olejem, co mi wybuchł w walizce.

W domu bałagan, góry prania na różnych etapach gotowości wsadzenia do szafy, trochę walizek z resztkami bagażu, takimi co nie wiadomo nigdy co zrobić, no bo do czego mi teraz balsam do opalania 50 UVA/UVB? Do tego jakieś masy zabawek się nagromadziły i chyba otworzę sklep z akcesoriami Zygzakowymi. Mam z Zygzakiem absolutunie wszystko, komu komu?
Bo hotwheelsy, bakugany i stacyjkowo rządzi.

Dzięki wakacjom wyrobiłam czytelniczą normę statystycznego Polaka na ten rok i wszystko co będę czytać od teraz idzie na konto podniesienia średniej krajowej. A aktualnie czytam Lazy Ways to Make A Living i choć jestem dopiero w połowie to już wiem, że znalazłam sposób dla siebie. Najstarszy i najskuteczniejszy sposób świata - bogatego męża. Więc jestem otwarta na propozycje, proszę załączać Pit 37 w dwóch egzemplarzach.
Oczywiście stoi to w lekkiej sprzeczności z nadal prowadzonymi przeze mnie poszukiwaniami żony.... dobrej żony... To może by tak bogatą żonę?

wtorek, 22 lutego 2011

Tak to sie robi

To teraz o tym, jak bylo. I nadal jeszcze jest przez jeden dzien.
Suuuuuper bylo. I jeszcze bedzie przez ten dzien.
Zapomnialam soczewek i dezodorantu, takie tam drobiazgi zupelnie rzadko mi potrzebne.
Wszystkie buty mnie obtarly po kolei, sprawdzone w zeszlym roku sandalki, clarksy oraz kupione tutaj hush pupies. Mam bable na wszystkich palcach oraz na stopach od gory, od dolu i od piety. Ostatecznie na pchlim targu nabylam crocsy w kolorze krokusa czyli krokus crocs, za 4 tutejsze dolary i od tej pory zadne przebiegi mi nie grozne choc do sukienki prezentuja sie raczej slabo.
Po za tym tu nie ma przestepstw. Osiagneli to w sposob prosty acz zupelnie niezgodny z zasadami AP i NVC - czyli przez surowe kary, na czele z kara smierci, poprzez bicie kijem (np. za huliganstwo) oraz wysokie grzywny za wszystko, a takze mocno wysrubowane ceny alkoholu. Czlowiek sie dlugo zastanawia czy napic sie piwa czy moze lepiej kupic sobie i rodzinie obiad.
No wiec jest czysto i bezpiecznie. Acha i jeszcze nie wycina sie tu zieleni, wiec jak przybywa ludzi to sie musza jakos zciesnic, poprzytulac i zagniezdzic na tej samej powierzchni, ewentualnie dobudowujac sie do gory, nigdy w bok. Tak to przecietny blok ma z 30 pieter i wszyscy happy - zwierzatka i ludzie.
No i jeszcze nie ma korkow. Na to tez jest sposob prosty - metro, metro, metro + autobusy i to wszystko prawie za gratis, a zeby miec samochod to buli sie jakies gigantyczne oplaty za licencje na posiadanie, uzywanie i korzystanie, a miasto utrzymuje ilosc wydanych licencji na stalym poziomie. Co za tym idzie, powietrze jest czyste. Tak to sie robi w Azji.
Uwieeeeelbiam byc w takim cieplutkim i czysciutkim miejscu, gdzie skarpetki nie sa potrzebne nawet w zimie, wiec moze jak bede duza to tu przyjade i zostane filipinska niania albo treserem surykatek w nocnym zoo.

poniedziałek, 14 lutego 2011

W drodze

Jak przerwac tak niezreczna cisze?
Wypadalo by od przepraszam, ale przeciez jestesmy tu dla przyjemnosci, mam nadzieje....
Wiec moze od wyjasnienia ze chwilowo pisze z maczka, wiec polskich znakow nie bedzie.
Jestem ostatnio w drodze. Wpadam na moment na chatę zrobić imprezkę lub gdy odwiedza mnie Dziecko. Tak to żyję na walizach.
Ale w sumie nie będę narzekać. Takie życie jakie marzenia noworoczne. Trzeba było sobie wymarzyć nudne życie według dobowego zegara biologicznego, to bym miała porządek w mieszkaniu oraz w strefach czasowych.
A tak sobie zażyczyłam szeroki krąg znajomych i podróże. Trzeba uważać co się pisze.
Cóż poza tym. Eksperymentowałam, czy po wściekłych mam kaca. I mam.
Ale wracajac do podrozy, to owszem owszem narzekac nie moge, mam cokolwiek egzotycznie i rozmaicie. W piatek spada na mnie pol metra sniegu gdzies przy kole podbiegunowym, a w dwa dni pozniej obcieram pietki w sandalkach i zastanawiam sie ktory kostium kapielowy lepiej lezy.
Jest naprawde cudownie.
Nigdy jeszcze nie bylam tak daleko i egzotycznie. I tak czysto. I tak drogo za lampke wina. 12 zl za jogurt w supermakecie!!! porypalo ich, naprawde!
Ale ale nie dajmy sie przytloczyc codziennosci. Mieszkam na 27 pietrze z widokiem na ocean i cale city. Pod stopami klub gdzie wali cala azja, nad glowa jakies lasery, a M mi co chwile powtarza ze jestem na wakacjach i mam nie oszczedzac (siebie ani jego)! Musze przyznac, ze M jest najlepszym towarzyszem wakacyjnym jakiego sobie mozna wyobrazic - nigdzie sie nie spieszymy, nic nie musimy, jedziemy metrem, albo taksowka jak mnie bola nozki, rozgladamy sie, kierujemy gdzie jest ladnie, a nie gdzie Pascal kaze, ogladamy, nie wstydzimy sie pokazywac w miejscach uber turystycznych, ale jak nas nachodzi ochota to jemy u Chinczyka z plastikowych talerzy. Potem kawa w tutejszym Coffee heaven (lodowa latte na sojowym, hmmm). Jak nas zmeczy klimat rownikowy i wielokulturowosc, to idziemy do centrum handlowego, a tam klima, zara i italian designers zupelnie jak w domu.
Otacza nas spoleczenstwo konsumpcyjne i jakos wcale nas to nie razi. Choc swiatynia tysiaca buddow z autentycznym zebem tego jedynego zrobila dzis na mnie wrazenie.
A teraz musze isc sie wyspac bo jutro czeka na mnie jakis tropik z dzungla i ciepla woda w oceanie. Pa!

wtorek, 1 lutego 2011

Kaczka dziwaczka

Spotykać się z kimś za rzadko nie jest fajnie. Na początku tak tego trochę sztywno i ogólnie trudno się rozkręcić. Ale też super jest się spotkać z kimś kogo się dawno nie widziało, no nie? Więc w sumie szklanka jest w połowie pełna.
Ale o czym to ja chciałam... że no jak się tak spotkać i nadrabiać te zaległości w życiorysach wzajemnie, to człowiek ma okazję stanąć z boku i na siebie popatrzeć i posłuchać. I taki człowiek może na ten przykład dojść do wniosku, że zupełnie odjechał. Wsiadł w pociąg i odjechał. A ten jego rozmówca pomachał ręką i poszedł do domu nic nie rozumiejąc.
Ale może to tylko fobia? Może to jest zupełnie normalne, że zawartość mojej szafki łazienkowej i lodówki niewiele się różnią? Bo ja naprawdę lubię te dziwne rzeczy i mnie to cieszy i uzupełnia, ale jak tak siebie posłuchałam to to wszystko brzmi jak lekkie kukunamuniu i bez wysiłku bym mogła teraz nawet wywalić na swój własny temat prześmiewczego paszkwila.
Człowiek tak ze sobą przebywa na co dzień i nawet się lubi, a tu nie wiadomo kiedy staje się dziwakiem.
Tylko ciekawe, czy każdy?